wtorek, 15 marca 2016

rozdział III: Purpurowa Nadymka

         Hedwiga zaskrzeczała dwa razy wesoło, jakby witając się z domem, a z kuchni wychyliła się Pani Weasley, na której twarzy natychmiast zajaśniało tysiąc promieni radości.
- Harry, kochanieńki, co tak późno?  - krzyknęła przeciągle wystawiając ręce aby go przytulić. Wyglądało to tak, jakby Harry nie przyjechał do Nory w odwiedziny, a wrócił jedynie z jakiegoś wyjazdu.
W tym samym momencie dało się słyszeć tupot trzech par nóg na schodach.
Ron, Ginny i George, którzy najwyraźniej usłyszeli poruszenie i na dole wychylili się zza barierki aby zbadać sytuację, zobaczyli przyjaciela i zbiegli aby go przywitać.
Hermiona, jednak, będąc najbliżej dopadła do niego pierwsza. Tuż za nią Fred wciąż trzymający egzemplarz "gdzie różka, jest i sposób" a za nimi cała reszta. Każde z nich zdążyło stęsknić się za Harrym, którego nie widzieli przecież prawie dwa miesiące! Wiedzieli o nim tylko tyle, ile napisał w trzech krótkich listach jakie udało mu się wysłać podczas pobytu u Dursley'ów.
W jednym momencie szczupły, czarnowłosy chłopak został zasypany ogromem pytań, z których był w stanie usłyszeć jedynie strzępki pozbawione sensu. Uśmiechnął się z zakłopotaniem i właśnie wtedy drzwi Nory otworzyły się ponownie, a przez nie, z lekko ociekającą deszczem szatą wkroczył Arthur jedną ręką zdejmując tiarę a drugą otrzepując z kropelek deszczu skórzaną teczkę.
Spojrzał zdziwionym wzrokiem na zgromadzenie w przejściu i chwile zajęło mu zanim zobaczył nowo przybyłego gościa. 
- Harry? - zapytał z lekkim zdziwieniem, ale jakby jego przyjazd był czymś całkiem normalnym. - Jak się tu dostałeś?
- Hagrid trochę mi pomógł. - odparł chłopak uśmiechając się po swojemu.
- Ah no tak, mówił, że ma do załatwienia ważną sprawę. Spotkałem go wczoraj na  Śmiertelnego Nokturnu... - zaczął zaintrygowany, ale kiedy jego wzrok napotkał twarz żony zorientował się, że powiedział o kilka słów za dużo.
- A co ty, mój drogi robiłeś na tej ulicy? - natychmiast zareagowała Molly.
Z jego zakłopotanego wyrazu twarzy można było wyczytać bezradność i lekkie przerażenie. Zaczął wodzić wzrokiem po podłodze szukając w niej inspiracji odpowiedzi na pytanie żony.
Jednak w tym momencie sytuacja potoczyła się dynamiczni. W jednej chwili Ron zaczął nagle krztusić się jakby coś wpadło mu do przełyku i nie potrafił się tego pozbyć. Jego twarz automatycznie wpasowała się w kolor jego włosów, a później stała się wręcz purpurowa. Język przestał mieścić mu się za zębami, a płuca coraz rozpaczliwiej szukały powietrza. Molly w panice pisnęła głośno i zaczęła przeszukiwać skrzyneczki z ziołami w nadziei na znalezienie jakiegoś zbawczego lekarstwa. Ron cały czas trzymał się za gardło wydając z siebie odgłosy dławienia. Ginny próbowała go przytrzymywać, ale była za słaba i Ron miotał się po całym korytarzu. Fred gwałtownie przeszukiwał kieszenie. W końcu wyciągnął z czegoś co wyglądało jak malutka metalowa puszka ,jakąś żółtą kapsułkę, a George przytrzymał Rona, tak, że Fred mógł wsypać jej zawartość do ust brata. Czerwony kolor z twarzy Rona zaczął ustępować równie szybko jak się na niej pojawił. Język wrócił do normalnych rozmiarów. Chciał coś powiedzieć, rzucić się słownie na bliźniaków, bo tego, że to była ich sprawka pewni byli wszyscy. Nie mógł jednak wydusić z siebie najmniejszego słowa, a z jego ust wydobywały się tylko jęki stłumione przez bezwładny język. Zaległa cisza, a atmosfera była tak gęsta, że prawdopodobnie nawet zaklęcie rozszczepienia nie było by w stanie sobie z nią poradzić. Każdy patrzył po sobie czekając kto pierwszy zabierze głos. Ron trzymał się za gardło masując je delikatnie, a jego mina wyrażała słowa pretensji, których nie był w stanie teraz z siebie wydusić.
- Fred! George! - ryknęła w końcu Molly, a oni popatrzyli na siebie z widocznym przerażeniem na twarzach. Jedną z niewielu osób, które mogły mieć nadzieje na jakąkolwiek władzę wychowawczą nad bliźniakami była ich matka. Jej ostry ton zawsze potrafił sprowadzić ich na ziemie - Jak mogliście testować swój kolejny durny pomysł na własnym bracie? - dodała z wściekłością w oczach.
- Nic od nas nie dostał! - powiedzieli równocześnie, ale ich tłumaczenia nic nie zmieniły. Wiedzieli, że zaraz dostaną karę, której wykonanie będzie procesem długofalowym. Będzie ona polegać na przykład na odsysaniu ropy z czyrakobulwy, lub czymś jeszcze gorszym.
Wszyscy milczeli. Nikt nie był na tyle odważny, żeby zabierać głos w tej sytuacji. Zarówno z twarzy Hermiony jak i Harry'ego zdało się wyczytać zakłopotanie, a sytuacja była przecież iście niezręczna.
Arthur wiedział, że może pozostawić to jedynie pod osąd swojej żony, więc również tylko przyglądał się rozwojowi wydarzeń.
- Wiecie chłopaki... - Po chwili na powrót odezwała się Molly, ale ku zdziwieniu chyba wszystkich zeszła na spokojny ton, ale jej łamiący głos zdradzał gorycz i rozczarowanie. Brzmiało to tak, jakby zaraz miała się rozpłakać - myślę, że karanie was nie zda się na nic. Po prostu zawiodłam się i to powinno wam wystarczyć. Możecie iść przemyśleć to co zrobiliście. A ty Harry - zwróciła się  do młodego czarodzieja odrobinę pogodniejszym tonem. - chodź ze mną do kuchni, zostało trochę zupy.
Resztę jej słów stłumiła ściana pomieszczenia kuchennego, za którego rogiem zniknęła wraz z wciąż zakłopotanym Harrym. Ginny rzuciła spojrzenie Hermionie przewracając oczami mówiąc "dom wariatów" i ruszyła wraz z wciąż siłującym się z własnym językiem Ronem za nimi.
Hermiona popatrzyła na Freda i Georga, którzy swoim spojrzeniem wyrażali równocześnie gniew jak i bunt. Oboje jednak wiedzieli, że im bardziej zaczną się tłumaczyć tym w gorszej sytuacji się znajdą. Arthur odwiesił płaszcz na wieszak i przechodząc obok bliźniaków uniósł palec jakby chciał coś dodać, ale wypuścił tylko powietrze nosem i  popędził za Harrym i swoja żoną aby wypytać chłopaka o mugolskie przedmioty, z którymi ostatnio miał okazję się spotkać.
Fred z rezygnacją wbił ręce w kieszenie spodni i ruszył po schodach na górę, a George z rozgoryczeniem podążył za bratem. Hermiona stała oparta o ścianę jeszcze przez moment, a potem przyłączyła się do rozmawiających w kuchni przyjaciół.
-... Hedwiga bardzo chciałaby polatać, na Privet Drive, rzadko miała te przyjemność. Jeżeli mogę to pójdę ją wypuścić. - powiedział Harry akurat wtedy kiedy weszła do środka.
- Kochanieńki, ale ja już podaje zupę. - odpowiedziała mu Pani Weasley. - Jesteś na pewno głodny po takiej podroży.
- Ja ją wypuszczę- szepnęła do niego Hermiona, mrugajac porozumiewawczo.
Uśmiechnął się do niej w podziękowaniu i wrócił do konwersacji z Arthurem na temat termoforu i zastosowania tego niezwykłego przedmiotu.
Szatynka wzięła do ręki klatkę z białą jak śnieg sową i mijając kuchnie i salon zaczęła wspinać się po schodach, aby wypuścić Hedwigę z górnego piętra.
Przechodziła właśnie koło pokoju bliźniaków kiedy usłyszała z jego wnętrza strzępek rozmowy.
- ... Co za rudy, piskliwy gnom! Stary, przecież to była szkolna, dziecinna zagrywka.- usłyszała głos George'a-  Dobrze wiedział jak działają Purpurowe Nadymki i że są dopiero w fazie projektu.
- Szkoda, że debil nie pomyślał, że nie zawsze mam przy sobie odtruwacz. - obruszył się Fred. - Pomyśl co by było gdybym nie miał akurat tej tabletki. Przecież w najlepszym wypadku skończył by u świętego Munga z wejściówką stałego klienta. A w najgorszym...
- Złośliwy, durny skrzat! - przerwał mu George szukając nowych określeń jakimi mógłby obrazić swojego brata. - Powiedz mi Freddi, wymyśliłbyś coś takiego gdybyś nie wiedział, że ci pomogę?
- Żeby myśleć braciszku trzeba mieć rozum, więc nie możemy być tak do końca źli na Rona- w głosie Freda wyczuć można było wyraźną niechęć do tego imienia.
- Dobra, plus jest taki, że odwróciło to uwagę od  Śmiertelnego Nokturnu. - powiedział już spokojnie George. - Swoją drogą, co ojciec tam robił? Wiesz co by było gdyby nas tam zobaczył?
Fred nie odpowiedział, a George zaklął cicho najwyraźniej znów rozgoryczeniem wracając do poprzedniego wątku rozmowy.
Hermiona chciała powoli wycofać się spod drzwi pokoju, ale właśnie w tym momencie klatka z Hedwiga, o której już zapomniała, lekko uderzyła o barierkę schodów, a sowa wydała z siebie cichy, ale wyraźny skrzek, a dziewczynie serce zabiło szybciej.
Zdążyła obrócić się bokiem do drzwi i udać, że dopiero co zaczęła je omijać, kiedy otworzyły się szeroko a zza w pokoju zamajaczyły dwie postacie. Freda rozłożonego na łóżku i George'a wychylające głowę zza drewna framugi.
- Co tu robisz, dziewczynko? - Powiedział ten drugi. - Wszyscy są przecież na dole.
Rzuciła wzrokiem na Freda, który z opuszczoną głową podniósł nieco wzrok marszcząc przy tym czoło, a później przeniosła spojrzenie na George'a i robiąc krok do przodu wyjaśniła tylko, że idzie wypuścić Hedwigę i wciąż pełna zakłopotania pośpieszyła do okna w pokoju Rona. Kiedy do niego weszła i uspokoiła nieco bicie swojego serca po poprzedniej sytuacji podeszła do okna i uchyliła je szeroko.
Spojrzała na las, ktory rozpościerał się swoimi koronami zataczając nieregularny kształt przypominający powyginane we wszystkie strony koło. Hermiona wyobraziła sobie, że
jest on zielonym, przezroczystym pudełkiem, w którym kołyszące się we wszystkie strony liście szeleszczą niczym drobinki białego cekinu w kuli śnieżnej, którą dostała na gwiazdkę od Harry'ego. Między swoimi włosami poczuła jak wiatr delikatnie próbuje uczesać ją na swój sposób. Wciągnęła odrobinę tego delikatnego powietrza nosem i schylając się do Hedwigi uwolniła sowę. Ta natychmiast wygramoliła się z metalowej klatki i zanim Hermiona zdążyłaby powiedzieć "sok dyniowy" zwierzę wyskoczyło z parapetu znikając gdzieś w dole, ale tylko po to aby za chwilę wzbić się w górę i poszybować w stronę horyzontu z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Jej zachwycająco biała barwa w kontraście z niezliczonymi odcieniami zieleni wyglądała jak jasna smuga na szkolnej tablicy. Hedwiga zadowolona dała się ponieść wolności, a szatynka patrzyła na nią zazdroszcząc jej tej niewinnej radości. Dziewczyna myślami odbiegła w stronę podsłyszanej przed momentem rozmowy. Tak bardzo nie mogła się wtedy opanować, żeby tego nie słuchać.
Czyżby rzeczywiście nie była to ich sprawka? Czy to możliwe, że Ron byłby w stanie sfingować coś takiego? Nie potrafiła racjonalnie ułożyć tego w głowie. Wiedziała, że Ron był zły na bliźniaków, a zwłaszcza na George'a, ale przecież nigdy nie pomyślałaby, że mógłby rozegrać to w taki sposób.
To do niego tak niepodobne. Musiała jednak przyznać, że ostatnio zauważyła w nim pewną zmianę. Momentami zastanawiała się, czy dalej mają do czynienia z tym samym Ronem, którego dobrze już znali. Może się myliła, ale miała wrażenie, że w każdej rozmowie jaką prowadzili doszukiwał się złośliwości kierowanych pod jego adresem, podczas gdy w rzeczywistości wcale ich nie było.
     Poza tym Hermionę męczyła jeszcze jedna kwestia. Co Fred i George robili na ciemnej ulicy Śmiertelnego Nokturna? Nie chciała zaprzątać sobie tym głowy jednak nie potrafiła tego klina wyrzuć ze swoich rozmyśleń. Ona - książkowy kochanek, pasjonata wiedzy i poznania, zawsze będący w temacie poruszanych kwestii - nie mogła rozgryźć zachowania tej dwójki. Musiała potwierdzić płynący z tego wniosek: fascynowała ją ich tajemnica. 
Hedwiga zatoczyła jeszcze jedno koło nad połaciami pól i zniknęła gdzieś jako mała kropka na tle szarych chmur zakrywających błękit nieba, przez które słońce rozpychało się swoim światłem. Hermiona usłyszała za sobą, że ktoś wchodzi do pokoju. Obróciła się w stronę drzwi i zobaczyła wchodzącego przez nie Freda.
- O, poważnie szłaś wypuścić te sowę. - zapytał, powoli podchodząc do okna.
- A co myślałeś? - obruszyła się - że czytam w tajemnicy podręcznik do eliksirów?
Popatrzył na nią jakoś dziwnie zrezygnowanym wzrokiem i oparł dłonie o parapet. Wypuścił powietrze przez usta z lekkim świstem wkładając głowę między ramiona.
- Nie mam za bardzo siły na powrót do tej zabawy - powiedział w końcu prostując się. Jego głos brzmiał poważnie, jakby wcale nie należał do niego.
Popatrzyła na jego twarz, ale nie potrafiła odczytać z niej za wiele. W jednym momencie obrócił się  i spojrzał na dziewczynę.
- Masz nas już dość, co? - stwierdził bardziej niż zapytał.
Nie uzyskując odpowiedzi od dziewczyny, która milczała uporczywie zrobił kilka korków w stronę drzwi i zatrzymawszy się zamachnął wzrokiem jeszcze raz poza okno.
- Piękny widok. - kiwnął głową i wyszedł zostawiając dziewczynę samą.
Dziewczyna postała jeszcze chwilę i zostawiając otwarte okno, tak aby Hedwiga mogła w dowolnym momencie wrócić usiadła na łóżku.
Nie wiedziała o czym myśleć, ale na jej szczęście nie miała na to za wiele czasu, bo właśnie wtedy do pokoju wparował Harry razem z Ronem taszcząc walizkę wspólnymi siłami.
Rudowłosy chłopak uśmiechał się z wypiekami na twarzy opowiadając, lekko zachrypniętym głosem coś o jakiejś najnowszej miotle, o której mówił mu Charlie.
Kiedy zauważył Hermionę i jej podniesione do góry brwi zmienił minę na bardziej poważną.
- Już lepiej się czujesz, Ronald? - zapytała czując nie wiedząc do końca dlaczego narastający w niej gniew uaktywnił się z momentem, kiedy zobaczyła przyjaciela.
Wyszła zostawiając ich z minami, które świadczyły, że obydwoje nie bardzo wiedzą o co chodzi dziewczynie.
Kiedy wyszła Ron wzruszył ramionami.
- No a nie mówiłem ci? - powiedział. -  ona jest normalnie szurnięta. - dokończył po czym usiadł na łóżku i wyciągnął swoje najnowsze karty z czekoladowych żab, żeby pokazać je Harry'emu. Hermiona w tym czasie zdążyła trafić do swojego pokoju, gdzie zastała Ginny na powrót zagłębionej w lekturze, którą Hagrid zadał im do przeczytania na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami.
Ruda widząc, że jej tymczasowa współlokatorka wróciła, odłożyła książkę i z uśmiechem na twarzy zaczęła komentować jak bardzo cieszy się, że Harry spędzi z nimi te końcówkę wakacji. Szatynka natychmiast podchwyciła temat i tak właśnie rozmawiały póki nie zasnęły na jednym łóżku, jak to często się zdarzało przez ostatni miesiąc. Nie była to zbyt wygodna pozycja, dlatego też Hermiona obudziła się po pewnym czasie i uważając, żeby nie obudzić Ginny delikatnie wstała z łóżka i wyszła z pokoju. Zeszła na dół już nieco pewniej z zamiarem nalania sobie szklanki wody, bo w ustach miała posmak snu.  Wychodząc z kuchni natknęła się na stojącego na schodach Harry'ego. Lekko podskoczyła przestraszona a potem spoglądając na niego jeszcze raz powiedziała.
- Jak to jest, że ty zawsze jesteś w odpowiednim miejscu?
Jego białe zęby zaświeciły w ciemności.
- Częściej zdarza mi się być w nieodpowiednim. - odpowiedział.
Usiedli na schodach, a Hermiona zdecydowała zwierzyć się mu z tego co działo się kiedy poszła wypuścić jego sowę omijając jedynie sprawę Śmiertelnego Nokturna.
Chłopak popatrzył na nią lekko zdziwionym wzrokiem.
- Wiesz co...- po chwili namysłu powiedział powoli. - nie jest to do końca nieprawdopodobne, ale nie jestem przekonany, że Ron byłby w stanie się tak bardzo narazić. Ale powiedz mi, czy jest to naprawdę tak bardzo istotne? Poboli ich i przestanie. Ile razy zdarzało się tak, że to im wszystko uchodziło na sucho?  Myślę, że nie ma sensu tego roztrząsać. - ostatnie zdanie powiedział wstając i podając rękę dziewczynie aby pomóc jej wstać.
Udali się na górę do swoich pokojów, a Hermiona zasnęła już bez problemów. Przecież reasumując Harry miał rację. Za kilka dni już wszyscy zapomną o całej tej sytuacji. A bliźniakom trochę pokory nie zaszkodzi.


Cześć :)

8 komentarzy:

  1. Rozdział fajny :)
    Ron wydaje się podejrzany...
    Czekam na kolejny i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Klepię miejsce i lecę czytać, jak skończę to napiszę! :D
    ~Juna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, więc mogę być szczera? Mam nadzieję, że tak.
      Więc rozdział jest nudniejszy, niż wcześniejsze...
      Chociaż nie powiem, zainteresowała mnie ta sytuacja z bliźniakami i Ronem...
      Co Fred i Gorge robili na nokturnie? Kupowali jakieś głupie składniki? Raczej nie...
      O co chodziło Fredowi, gdy wszedł do tego pokoju Rona i Harrego? Bo chyba nie tylko o sytuację którą zrobił Ronald...
      Dobrze, że Hermiona zareagowała tak, a nie inaczej, wkurzyła się na Łasica i wyżaliła się Złotemu Chłopcu, po prostu żyć, nie umierać...
      Okej, nie wiem co jeszcze napisać, jestem padnięta i chora i głodna i znudzona, więc piszę od rzeczy...
      Dobra, więc życzę oczywiście dużoo weny, oraz czekam na nexta!
      Pozdrawiam
      ~Juna

      Usuń
    2. Jasne, że możesz być szczera ;) Lubię opisy, niektórych może to nudzić. W następnym przewiduje więcej akcji powinnaś być zadowolona. Dodałam dwa w małym odstępie czasu, bo przed Świętami mam mega dużo szkolnej roboty, więc jak tylko znajdę trochę czasu wezmę się za pisanie.

      Idź coś zjeść. Dzięki za komentarz, cieszę się, że coś Cię zainteresowało :)!

      Usuń
    3. Oky, przepraszam, ale teraz dopiero zobaczyłam odpowiedź i nie chodzi mi o to, że nie lubię opisów, wręcz przeciwnie, uwielbiam je, lecz wolę, gdy są przeplatane, jakimiś bardzoo ciekawymi wydarzeniami. I nie zaczęłam się nudzić przez Ciebie, tylko ogółem, byłam znudzona, gdyż skończyłam książkę i byłam chora, nie miałam weny, ani ochoty do czytania, więc przepraszam, że nie wyraziłam się jasno!
      Jeszcze raz pozdrawiam
      ~Juna

      Usuń
    4. Wesołych świąt, również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Oj oj kochanieńka...
    Rozdział super<3 wciągnęłam się i nie mogłam przestać czytać, a to nie za dobrze, bo powinnnam się uczyć;)
    Ron, Ron, Ron co ty kombinujesz chłopie? Aj, nie mam dobrych przeczuć.
    Baaardzo lubię u ciebie postacie bliźniaków, ale przerazili mnie nieco. Co oni poszukują na tej ulicy i ... o mój boże, aż nie wiem co powiedzieć. Ach, no podobało mi się i to bardzo<33
    Fajnie piszesz, naprawdę masz "to coś";)
    Życzę weny i czekam na więcej:)))
    ~Kate

    PS u mnie nowy rozdział:)http://fremioneczytowogolemozliwe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny blog! Cały czas liczę na nowy rozdział, tak wiem minęło sporo czasu :(

    Zapraszam do mnie
    https://fremionefanfic.blogspot.com/?m=1

    Pozdrawiam
    Blue 😘

    OdpowiedzUsuń